Lekarz

Osioł nienawidził ludzi. Cudem uszedł z rąk okrutnika, który chłostą próbował nauczyć go grzeczności. Tego rodzaju bon ton nie przypadł mu do gustu, dlatego wybrał życie uchodźcy na obrzeżach lasu.  Znamię ludzkiej dłoni stało się jego przekleństwem.  Kiedy przyjaźnie zbliżał się do leśnych zwierząt warczały i prychały.  Bywało, że był dla nich tylko mięsem. Zamieszkał więc w pustelni swojego serca. Otoczył się murem nieprzebaczenia. Pielęgnował rany. Nieustannie sączyła się z nich żółć. Legowisko stało się kupą gnoju. Przerażone żaby kumkały: weź się w garść, weź się w garść.

Z letargu wybudził go zapach człowieka. Poczuł paniczny lęk na odgłos zbliżających się kroków. Nie miał sił uciekać. Zamknął oczy. Czekał na ostateczny cios. Zamiast tego poczuł troskę płynącą z dłoni. Instynkt kazał mu wyprostować kopyto. Odbiło się pieczęcią na człowieczej skroni. Odpowiedział mu milczącym cierpieniem. Silne ramiona uniosły go czule. Zapragnął w nich pozostać. 



Komentarze

Popularne posty