Być przed Bogiem, jak dziecko


Anna od Aniołów. Tak na nią mówili. Bo od dziecka chodziła z głową w chmurach. Nie była dla niej problemem analiza konstrukcji ptasiego dzioba. Zawieszała się na misternie utkanej pajęczynie bocznej nawy kościoła. Traciła czas na liczenie mrówek, albo kolekcjonowanie babek z piasku.  Budziła w dorosłych strach, taki jaki budzi inność. Wytrwale pracowali nad tym, aby dopasować ją do foremki życia. Koniecznie przywiązać Annę do ziemi. Zaczęła więc zakładać maski. Najpierw takie na potrzebę chwili. W szkole. W kościele. W domu. Nie wiedziała kiedy, poczuła, że ma już ją na stałe. Tak właśnie została aktorką. Grała cudze role. Nosiła cudze twarze. Chodziła w cudzych butach. Inni w zachwycie bili brawo. Ale już nie było przy niej aniołów.

I tak zagrała swoje życie. Role były coraz krótsze. Publiczność coraz mniejsza. Maska wbiła się w duszę tworząc wrzodziejącą ranę. Tak narodziła się w niej tęsknota za samą sobą Zapragnęła zrzucić maskę, ale ona była już jak tatuaż. Każde szarpnięcie rozrywało serce. Zrozumiała, że do tego potrzebny jest lekarz. Chirurg wysokiej klasy. Bóg. Ten od aniołów. 


Komentarze

Popularne posty